Od razu wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: to nie jest jakaś tam cytrynówka. To jest pulijskie słońce w butelce. Jasne?
Opowiadałam wam o cytrynach z Puglii, wiezionych przez pół Europy, w limoncellowym celu?
Tak, wiem że po polsku mówi się APULIA, ale mam feler w psychice i czasami używam włoskich nazw. Z przywiązania. Broń Boże żaden szpan czy coś tam.
Było tak:
Kończyliśmy nasze wakacje z węgorzami elektrycznymi i brakiem prądu. I tuż przed wyjazdem postanowiliśmy nabyć cytryny. Na limoncello.
Pojechaliśmy we wskazane przez Angelę miejsce. Są. Cytryny. Stosy cytryn. Oglądamy w milczeniu… Tylko patrzymy.
Spogląda na nas sprzedawca. Z ukosa. Patrzy… Myśli… Podchodzi: „Na limoncello nie te. TAMTE!”
LIMONCELLO
- 5 cytryn, eko, najlepiej z Pugli
- 500 ml spirytusu
- 400 g cukru
- 600 ml wody
Obierz cienko cytryny, najlepiej obieraczką do warzyw, tylko żółtą skórkę bez albedo.
Włóż ją do szklanego słoja i zalej spirytusem. Szczelnie zamknij i odstaw na 48 godzin.
po 48 godzinach:
Do rondelka wlej 600 ml wody. Dodaj 400 g cukru i podgrzewając na małym ogniu mieszaj, aż się cukier rozpuści i płyn będzie przezroczysty.
Nie gotuj!
Odstaw z ognia i pozwól lekko przestygnąć.
W tym czasie przygotuj garnek i sitko. Odcedź na sicie skórki cytrynowe.
Do przecedzonego spirytusu dodaj syrop z wody i cukru i wymieszaj.
Skórki wyrzuć, a likier przelej do butelek i szczelnie zamknij.
Nie wiem po jakim czasie można to pić. My wytrzymaliśmy 2 dni.
Ważne, żeby przed podaniem schłodzić w zamrażarce.
Właściwie to trzymam limoncello cały czas w zamrażarce, wyjmując wyłącznie do podania.
PS.
Co z resztą cytryn?
Zrób LEMONIADĘ!!!
© 2021 – 2023, Jo. All rights reserved.